Weszłam do sklepu muzycznego i skierowałam się do działu z płytami
R&B. Szukałam prezentu świątecznego dla mojego brata. Postanowiłam
mu kupić płytę z jego ulubionym wykonawcą. Chris' em Brown' em.
Przemieszczałam się w prawo oglądając płyty idola brata. Robiłam to
bardzo powoli, ponieważ starałam się skupiać na napisach płyt, ale
miałam również nogę w gipsie, więc za szubko nie mogłam chodzić. Do tego
miałam jeszcze kulę. Więc za fajnie nie miałam.
- Pomóc ci w czymś? - usłyszałam jakiś głos z tyłu. Odruchowo się
odwróciłam. Przede mną stał brunet o nieziemsko niebieskich tęczówkach.
Miał ubrane ciemne buty, które lekko zahaczały o czerwone spodnie. Nieco
wyżej miał szary płaszcz. Był odpięty. Pod nim miał biały t-shirt w
cienkie, granatowe paski. A na szyi miał luźno powieszony szalik.
- Szukam prezentu. - odpowiedziałam mu na wcześniejsze pytanie.
- Dla chłopaka? - zapytał. Wyraźnie posmutniał jak zadał te pytanie.
- Nie. Dla brata. - odpowiedziałam. I znowu rozweselał. A w jego oczach było widać iskierki.
- A czego brat słucha?
- Chris' a Brown' a. - powiedziałam, a chłopak na chwilę zniknął za
półkami. Ale po chwili znów powrócił, trzymając w rękach jakąś płytę.
- Ta powinna być dobra. To najnowsza. - powiedział i podał mi pudełko z prezentem.
- Dziękuję. - powiedziałam. Nastała chwila ciszy. Spuściłam wzrok, ale mimo tego czułam, że nieznajomy mi się przygląda.
- Jestem Louis. - powiedział po chwili ciszy i wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam.
- Veronica. Ale mów mi Ronnie. Przepraszam, ale muszę już iść. Zapłacić,
wrócić do domu, zapakować i miałam jeszcze pomóc mamie.
- Jasne. Nie będę cię zatrzymywał. - powiedział, a ja go wyminęłam i
chciałam już iść, ale mnie zatrzymał. - Poczekaj. Może dasz mi swój
numer? - podbiegł do mnie i dodał.
Następnie podał mi telefon, żebym wpisała mu swój numer. Zrobiłam to
samo. Następnie pożegnałam się z Louis' em i poszłam w kierunku wyjścia
ze sklepu, a potem z centrum handlowego.
Postanowiłam zrezygnować z taksówki i pójść piechotą. Chociaż było ponad
minus 20 stopni to nie odczuwałam tego. Zrobiłam głęboki wdech i
wydech. Ahh... Święta. Kocham ten okres. Może nie spędzamy ich tak jak
większość społeczeństwa w Wielkiej Brytanii. Z racji tego, że nasz tata
jest Pakistańczykiem nie obchodzi Świąt Bożego Narodzenia. Ale mama jest
Brytyjką, więc upiera się przy tradycji. Powiedzmy, że mamy taką pół
tradycjonalną Wigilię. No bo normalnie mamy kolację i te wszystkie
potrawy. Rozdajemy prezenty i składamy życzenia. Ale jednak jest trochę
inaczej niż zwyczajnie.
Wkroczyłam na teren parku. Co chwilę można było spotkać ludzi, którzy
szli z ostatnimi zakupami, które były potrzebne do wigilijnej kolacji.
Weszłam na dobrze znaną mi ulicę. Mijałam domu moich sąsiadów, aż w
końcu dotarłam do kremowego domku, w który mieszkałam z rodzicami i
bratem. Podeszłam do drzwi, przełożyłam kulę do lewej ręki i otworzyłam
drzwi frontowe. Uderzyła we mnie fala ciepła i zapachy z kuchni. Moja
kula powróciła do ręki poprzedniej i weszłam do domu. Biały płaszczyk
powiesiłam na wieszaku. Zdjęłam lewego buta i poszłam do kuchni. Stała
tam mama, która rozmawiała przez telefon. Po cichu do niej podeszłam i
dałam jej całusa w policzek. Ona się do mnie uśmiechnęła. Następnie
pognałam w żółwim do mojego pokoju. Położyłam na biurku płytę i
podeszłam do szafy wyjąć czerwony papier do pakowania prezentu.
Zapakowałam go i owinęłam zieloną wstążką, a na samą górę przykleiłam
kokardkę. Wstałam i poszłam do salonu położyć pakunek pod choinkę obok
innych prezentów, a potem poszłam do kuchni. Mama już skończyła
rozmawiać przez telefon. Podeszłam do niej.
- Pomóc w czymś? - zapytałam.
- Właściwie mogłabyś nakryć do stołu, bo za dwie godziny kolacja. - powiedziała. Uśmiechnęłam się do niej.
Podeszłam do szafki i wyjęłam 4 talerze, taką samą ilość łyżek, noży i
widelców. Następnie poszłam do naszego 6 osobowego stołu i rozłożyłam
obrus. Potem płaskie talerze, głębokie. Po lewej stronie łyżki i noże, a
po prawej widelce. Na samym końcu postawiłam już potrawy, które
potrafią wytrzymać bez lodówki.
Postanowiłam pójść się przebrać. Weszłam na górę i poszłam do pokoju. Podeszłam do szafy i wybrałam: strój
( bez torebki, i zamiast obcasów baleriny tego samego koloru ).
Następnie poszłam do łazienki i się przebrałam. Lokówką podkręciłam
końcówki moich czarnych włosów i zrobiłam lekki makijaż. Wyszłam z
łazienki i zeszłam na dół gdzie była już cała rodzinka. Mama, tata i
Zayn. Tak, Zayn Malik. Z One Driection. To mój brat.
Usiedliśmy i zjedliśmy kolację w spokoju. Od czasu do czasu jedno z nas
coś mówiło.Przeważnie dotyczyło to potraw, które ugotowała nasza
rodzicielka. Po zjedzonym posiłku przenieśliśmy się do salonu. Ja i Zayn
usiedliśmy na kanapie, a rodzice po naszych obu stronach na fotelach.
Nadszedł czas na prezenty. Oczywiście jako najmłodszy członek rodziny (
mam tyle lat co Zayn, ale urodziłam się druga ) miałam bardzo ważne
zadanie. Mianowice rozdawałam prezenty. Gdy wszystko rozdałam ( czyt. 8
prezentów ) przyszedł czas na rozpakowanie. Od Zayn' a dostała dość duży
kuferek wypełniony po brzegi kosmetykami. A od rodziców 3 płyty Green
Day. Uwielbiam ten zespół. Następnie mama przyniosła ciasteczka. Kawę
dla siebie i taty, a dla nas ciepła czekoladę z bitą śmietaną.
Upiłam łyk gorącego napoju.
- Chciałbym zabrać Ronnie do Londynu. - powiedział Zayn. O mało co nie
zakrztusiłam się ciastkiem, które zapijałam czekoladą. W trójkę
popatrzyliśmy się na Zayn' a jak na kosmitę.
- Słucham? - powiedział tata.
- No chciałbym żeby tam pojechała ze mną. Oczywiście jeśli chcesz. Teraz
będziemy tam do wakacji, więc będziesz mogła tam mieszkać z nami.
- Nie ma mowy. Nigdzie Ronnie nie jedzie. - powiedział ojciec.
- A ja uważam, że to nie byłby taki głupi pomysł. - powiedziałam.
- Słucham? - powtórzyła tym razem mama.
- No poznałabym resztę i spędziła trochę czasu z bratem.
- Dziecko ty ledwo umiesz chodzić. Nie poradzisz sobie w Londynie. - pwoeidział tata.
- Będę jej z chłopakami pomagał. - wtrącił się brat.
- Właśnie. Co na to chłopcy? - zapytała się mama.
- Pytałem ich o to i się zgodzili. Powiedzieli, ze chętnie poznają
Ronnie. Powiedziałem też, że ma złamaną nogę i przyrzekli, że będą mi
pomagać. Więc w czym problem?
- No nie wiem. - powiedziała rodzicielka.
- Mamo proszę. - powiedziałam.
- Niech ci będzie. Ale jeśli zrobisz jakiś skandal i będzie to w gazetach to wracasz do Bradford. - powiedział ojciec.
- Zgoda. -powiedziałam i przytuliłam obojga rodziców, a następnie brata.
Reszta wieczoru minęła spokojnie. Oglądaliśmy jakiś świąteczny film
przy okazji pochłanialiśmy duże ilości słodyczy i popijaliśmy cudownym
kakaem zrobionym przez mamę.
W okolicach godziny pierwszej postanowiliśmy pójść spać. Poszłam jako
pierwsza na górę. Wzięłam prysznic i przebrałam się w pidżamę ( czyt.
luźny szary t-shirt i krótkie spodenki ). Następnie doczołgałam się do
pokoju i położyłam na łóżku. Przykryłam się kołdrą. Przymknęłam lekko
oczy.
Ukazały mi się te przepiękne niebieskie tęczówki. Cudowny, aksamitny
głos. Fakt był przystojny. I mogę strzelać, że był w moim wieku.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk SMS' a. Na ' oślep ' sięgnęłam po telefon, odblokowałam go i odczytałam wiadomość.
' Wesołych Świąt. Przepraszam, że tak późno. Louis :* '
Uśmiechnęłam się do siebie. Od razu zabrałam się za odpisywanie.
' Nic nie szkodzi jeszcze nie spałam. Tobie też życzę Wesołych Świąt. Ronnie :) '
Popisaliśmy jeszcze 2 godziny. Potem zasnęłam.
* * *
No i jest pierwszy. Mam nadzieję, że się podoba. Jutro kolejny
Liczę na komentarze :D
OO.. :) Ja jako pierwsza ! : )
OdpowiedzUsuńNo, a więc... :D Od czego by tu zacząć: świetnie, świetnie, świetnie ; )
Czytałam już na tamtym blogu więc, zabieram się do nadrobienia nowości. :)
Całuję, zajrzyj do mnie: mi-querida.blog.onet.pl :*
Em (yeah .!)