poniedziałek, 11 czerwca 2012

Nine.

* * * Perspektywa Louis' a * * *
Ćwiczyliśmy już dość długo, a Ronnie jeszcze nie wróciła. Zaczynałem się martwić.
- Zayn, gdzie jest Ronnie? - zapytałem jej brata.
- Poszła do łazienki, ale miała zaraz wrócić. - powiedział. Po jego głosie było poznać, że się martwi o nią.
- Spokojnie to dziewczyna, a dziewczyny spędzają dużo czasu w łazience. - powiedział Harry.
- W przypadku mojej siostry jest inaczej. Ona nigdy nie siedzi długo w łazience. 
- Histeryzujesz. - wtrącił się Niall.
- Mów co chcesz ja idę jej szukać.
- Idę z tobą. - powiedziałem.
- No dobra bez takich. Idziemy razem. - powiedział Liam. Tak, więc wszyscy poszli szukać Ronnie. Każdy dostał swoje miejsce. Mnie przydzielono łazienki. Dobra w męskiej jej na pewno nie będzie, więc od razu poszedłem do damskiej. Otworzyłem i nic. Poszedłem piętro wyżej. Znowu to samo. Jeszcze raz powtórzyłem tą czynność. Znalazłem. Ronnie leżała na ziemi, wokół niej było mnóstwo krwi. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Zayn' a.
- Znalazłem. - powiedziałem.
- Gdzie jesteście?
- W łazience na ósmym piętrze. - powiedziałem, a Malik się rozłączył. Po chwili był już obok mnie. Za nim weszła reszta. - Dzwońcie na pogotowie. - krzyknąłem. Jako pierwszy zareagował Liam. Niall i Harry ciągle patrzyli się na Ronnie. Zayn gdzieś wyszedł. Chyba nie mógł patrzeć na swoją siostrę w takim stanie. Po chwili do łazienki wbiegli ratownicy pogotowia ratunkowego. Wyprosili mnie, więc doszedłem do reszty, która stała na korytarzu. Następnie zobaczyłem jak sanitariusze zabierają Ronnie do karetki i odjeżdżają. Od razu złapałem za kluczyki do samochodu i pojechaliśmy do szpitala, gdzie zabrano dziewczynę. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Pobiegliśmy do recepcji.
- Przepraszam, gdzie leży Ronnie Malik? - zapytał Zayn.
- Nie mogę udzielić takich informacji. - odpowiedziała recepcjonistka.
- Jestem jej bratem.
- Pokój numer 195. 
- Dziękuję. - powiedział i od razu ruszyliśmy do pokoju wskazanego przez recepcjonistkę.Weszliśmy do pomieszczenia. Ronnie leżała tam nieprzytomna i podpięta do jakiś aparatów. Musiałem wyjść, bo nie mogłem patrzeć na nią w takim stanie. Kto to mógł jej zrobić? Przecież to jest pogodna i miła osoba. Jak jej można nie lubić? Najwyraźniej można. Następnie z sali wyszli chłopcy, bo ich pielęgniarka wygoniła. 
Czekaliśmy 2 godziny nie mam pojęcia na co, ale czekaliśmy. W końcu z pokoju numer 195 wyszedł lekarz. Zayn od razu do niego podszedł.
- Co z nią, panie doktorze? 
- Jest nie przytomna. Straciła dużo krwi. Ma ręce w okolicy ramion pocięte i cały brzuch. Na razie jest w śpiączce. - powiedział i odszedł. Zayn usiadła i schował twarz w dłoniach. Było słychać odgłosy płaczu. Nie dziwię się mu. 
Obudziłem się i spojrzałem na zegarek. 6:30. Wstałem ubrałem jakieś jeansy i t-shirt. Zszedłem na dół, gdzie siedział Zayn. Nigdy nie widziałem go w takim stanie: zapłakane i podkrążone oczy, nieumyty i co najważniejsze nawet nie ułożył włosów. Co w przypadku Zayn' a zdarza się bardo rzadko. Usiadłem na przeciwko chłopaka. 
- Jak się czujesz? - zapytałem.
- A jak się mam czuć? Własne fanki ranią własną siostrę. Dosłownie. 
- Głupie pytanie. - powiedziałem szeptem. - Spałeś w ogóle?
- Może z pół godziny. 
- To co ty tutaj jeszcze robisz? Jazda na górę i do łóżka.
- Ale ja jadę do szpitala.
- Jak się wyśpisz i doprowadzisz od porządku wtedy pogadamy. Teraz na górę. Już! - powiedziałem, a Malik pognał w żółwim tempie do swojego pokoju. Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej mleko. Do miski wsypałem moich ulubionych, czekoladowych płatków i zalałem je mlekiem. Usiadłem przy naszym stole i zacząłem jeść moje śniadanie. Następnie wziąłem kluczyki do samochodu i pojechałem do szpitala. Wszedłem do budynku i poszedłem do sali numer 195. Stan Ronnie ani się nie polepszył, ani nie pogorszył. Usiadłem na krześle przy łóżku i złapałem jej rękę. 
- Ronnie ja wiem, że mnie nie słyszysz, ale ja już tak dłużej nie mogę. - zacząłem. - Ja cię kocham. Wiem, że jak się obudzisz to nie będę miał odwagi ci to powiedzieć, ale chociaż teraz ci to mogę powiedzieć. Żałuję, że wtedy w parku nie powiedziałem tego, ale przerwała nam fanka. 
- A co pan tu robi? - zapytała pielęgniarka. - Proszę wyjść.
Wykonałem polecenie kobiety i wyszedłem ze szpitala. Poszedłem do parku i usiadłem na 'naszej' ławce.
Obudził mnie dźwięk deszczu za oknem. Dla Londynu - normalna pogoda. Od tygodnia mój każdy dzień wyglądał tak samo. Wstałem, jakieś skromne śniadanie i jechałem do szpitala. Potem wracałem późnym wieczorem. Zresztą dni Zayn' a wcale nie wyglądały inaczej. Dziś również wstałem wcześnie, zjadłem coś i pojechałem do szpitala. Wszedłem na czwarte piętro, do pokoju 195. Zająłem swoje stałe miejsce i wpatrywałem się w jej twarz. Po chwili jej oczy drgnęły, a zaraz potem usta i dłonie. Do sali wszedł lekarz, a za nim pielęgniarki. Kazali mi wyjść. Wykonałem polecenie. Chodziłem po korytarzu od lewej do prawej i myślałem o tym co się dzieje na sali. Po kilkunastu minutach lekarz wyszedł z pomieszczenia.
- I co z nią, panie doktorze? - zapytałem.
- Obudziła się. - powiedział i odszedł. Od razu zadzwoniłem do Zayn' a, powiedział, że zaraz będzie. Rzeczywiście. Był po 10 minutach, reszta też przyszła. W piątkę weszliśmy do sali. Ronnie się do nas uśmiechnęła, co oczywiście odwzajemniliśmy. Pogadaliśmy z nią. Oczywiście padły pytania: 'Jak się czujesz?', 'Kto ci to zrobił?' i standardowe odpowiedzi: 'Dobrze' i 'Nie wiem'. 
- Chłopcy mogłabym porozmawiać z Louis' em? - zapytała. Wszyscy po sobie popatrzeli i wyszli. Ja natomiast usiadłem na krawędzi łóżka. - Ja słyszałam co ty do mnie mówiłeś.
- Wszystko?
- Tak. 
- Przepraszam.
- Ale za co? - powiedziała, popatrzyła się na mnie. Z wielkim trudem się podniosła. Miałem wrażenie, że chciała mnie pocałować, więc ją wyręczyłem. - Kocham cię. - wyszeptała.
- Ja ciebie też. - powiedziałem. - Czyli my teraz jesteśmy razem?
- Sądzę, że tak. - powiedziała i znowu mnie pocałowała.
* * *
I jest dziewiąty. Dziękuję za wszystkie komentarze oraz dziękuję tym osobą, które to czytają. 
Szczególnie Beigeee. Dziękuję Ci.
 Moim rozdział jest okropny, ale do was ocena.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz